Details
Director: | Lech Majewski |
Theatrical: | 2014 |
Genre: | Drama |
Languages: | Polski |
Region: | 1 |
Summary
Żona i przyjaciel Adama giną w wypadku, który on ledwo przeżył. Od tej pory dręczą go koszmary, które zaczynają się spełniać.Dla Lecha Majewskiego twórczość artystyczna jest zawsze pisaniem wielką literą. To domena dużych nazwisk, tajemniczych symboli, głębokich cytatów. Tu mówi się z namaszczeniem o ważnych sprawach; nie tyle "opowiada historie", co uprawia Sztukę. Artysta? Gdyby zagrać z reżyserem w synonimy, zapewne rzuciłby z miejsca: erudyta, filozof, mędrzec. "Oniricę" otwiera i kończy scena w kościele i jest to klamra znamienna. Umowa z Majewskim jest bowiem prosta. Widz przychodzi do jego kina niczym do świątyni, wysłuchać wykładu, kazania – ma pokornie pochylić głowę i uznać wielkość. Oto paradoks sytuacji: ta – koniec końców, zachowawcza – wizja Sztuki przez duże "S" czyni z Majewskiego twórcę oryginalnego. Niewielu już zostało równie napuszonych filmowców. A jego konsekwencja i upór w realizowaniu tej wizji pozostają godne uznania. Zresztą gdzie indziej, jak nie w świecie sztuki właśnie pycha i megalomania mogą stanowić nie lada zalety? To jednak broń obosieczna.
Największy problem z "Oniricą" jest taki, że Majewski nie zna umiaru. Buduje symbol na symbolu, alegorie przetyka alegoriami i na wszelki wypadek obudowuje jeszcze metaforami. Zupełnie, jakby bał się powiedzieć cokolwiek wprost, jakby bał się oskarżenia o to, że król jest nagi. Jakby czekał go egzamin, a sprawę załatwić miało usprawiedliwienie podpisane litanią słynnych nazwisk. Wszystko jest tu Znaczące. Bohater (Michał Tatrek, w napisach nazywany zresztą "Bohaterem") to poeta, specjalista od Młodej Polski. Czas zbywa mu na wpatrywaniu się w płótna Malczewskiego albo studiowaniu rycin z "Boskiej komedii". Poemat Dantego zresztą towarzyszy mu na co dzień: mężczyzna słucha go regularnie podczas jazdy tramwajami. W oryginale, a co. Mężczyzna wsłuchuje się w dźwięczące po włosku frazy, a nam przed oczami przewijają się kolejne wersy tłumaczenia. Ta mania cytowania osiąga apogeum w scenie rozmowy Bohatera z ciotką (Elżbieta Okupska). W jednym zaledwie monologu dostajemy tu Epikteta, Senekę, staroperski poemat o świetle i mroku oraz Heideggera. Majewski, nie dość, że nieustannie podpiera się cudzą wielkością, to jeszcze nachalnie identyfikuje każdy ustęp. Nie ufa widzowi. Nie ufa też kinu, sile samego obrazu. A kolejne tajemnicze wizje inscenizowane przez reżysera – opakowane przypisami – tracą siłę wyrazu.
Zresztą tyle tu tajemnic, co i oczywistości. Z wyżyn swojej bibliografii Majewski spogląda na ziemski padół i nie podoba mu się to, co widzi. Świat w "Onirice" rozpięty jest między kościołem a supermarketem (gdzie pracuje Bohater), między przestrzenią sacrum a sferą profanum. Nie trzeba chyba dodawać, po której stronie lokują się sympatie autora. Co prawda udaje mu się miejscami skomponować silny, nieoczywisty obraz – tak jest z wizją chłopa, który orze… podłogę w supermarkecie. Ale wciąż za dużo tu niewyszukanego krytykanctwa, zgranych metafor, popadającego w banał piętnowania banału. Świętokradczy strumień telewizyjny, gdzie wysokie jak gdyby nigdy nic sąsiaduje z niskim? Program z dziewczyną w bikini jako wulgarna parodia raju? Prezenterka wokół której… wije się wąż? Za proste to, za łatwe.
Podobnie jest z podczepieniem się Majewskiego pod tragedię smoleńską. Sednem "Oniriki" jest dramat Bohatera, który stracił w wypadku samochodowym ukochaną żonę i najlepszego przyjaciela. Poeta wadzi się z Bogiem, nie może znaleźć sobie miejsca, wycofuje się z życia, jedyne ukojenie znajduje w snach obfitujących w zagadkowe znaki (serce w słoiku). Tę osobistą żałobę bohatera Majewski zestawia z zapośredniczonymi przez media tragediami o krajowej skali. Z telewizji i radia docierają do nas komunikaty o powodzi na Śląsku, potem o katastrofie prezydenckiego samolotu. Twórcze przechwycenie narodowego nieszczęścia to ostateczny dowód na tupet autora – gdybyśmy jeszcze jakiegoś dowodu potrzebowali. Ale podobnie jak wiązanka cytatów z kultury wysokiej, ten gest nie wyzwala żadnego szczególnego znaczeniowego fermentu. Jeśli już, to jeszcze bardziej spłyca wymowę całości. Majewski wykorzystuje katastrofę smoleńską, ale o niej samej nie ma nic do powiedzenia. Interesuje go tylko prosta asocjacja – żałoba jednostki/żałoba wspólnoty – równie oklepana, co jego koncepcja artysty. Duże "S" jak Sztuka, duże "S" jak Smoleńsk. Małe "s" jak "szkoda czasu".
Credits
Michal Tatarek | ... | |
Elzbieta Okupska | ... | |
Jacenty Jedrusik | ... | |
Jan Warta | ... | |
Szymon Budzyk | ... |